Manchesterowi City zarzuca się zrujnowanie letniego okna transferowego, nie zastępując Vincenta Kompanego. Czy oby na pewno?
Swojego czasu, główny cel – Harry Maguire mógł kosztować Obywateli bagatela 85 milionów funtów.
W zagranicznych mediach pojawiają się prześmiewcze głosy, mówiące o tym, że szejk Mansour dodatkowe fundusze na solidnego stopera mógł znaleźć nawet z tyłu swojej salonowej kanapy.
Gdyby nawet Pep Guardiola był w stanie przewidzieć przyszłość, czy Manchester City jest takim klubem? We wcześniejszych latach do transferów klubu z góry narzucana były prowizja. Kluby zdawały sobie sprawę o nieograniczonym dopływie gotówki.
Natomiast w dzisiejszych czasach to Manchester United wygląda na bardziej zdesperowany klub. A ich gotowość do wydania dodatkowej gotówki np. na Maguire jest tego doskonałym przykładem. Strategia Manchesteru City to przede wszystkich chłodna głowa. Klub jest przecież w stanie zapłacić duże pieniądze za piłkarzy (przykład Rodriego w letnim sezonie), jednak stara się kupować ich za wartość, którą uznają za wartość rynkową.
Czy pamiętacie ile Obywatele wydali w poprzednich oknach transferowych za Kevina De Bruyne, Rafeema Sterlinga, czy Leroya Sane? Wszyscy Ci zawodnicy są teraz znacznie więcej warci na rynku transferowym. Z kolei Maguire, Fred, czy Sanchez którzy ruszyli do naszych sąsiadów zza miedzy nigdy nie udowodnili, że byli warci swoich pieniędzy.
Aby wypełnić luki pozostawione przez kontuzje Laporte i Stonsa, Pep Guardiola awansował w ostatnim czasie Erica Garcie na ławkę rezerwowych. Myślicie, że możemy zobaczyć go na boisku przeciwko Prestonowi w Pucharze Ligi?