Manchester City uznawany jest przez wielu za obecnie najlepiej grającą drużynę w Europie. Jak więc możemy oceniać szansę na końcowy sukces w Champions League ekipy Pepa Guardioli?
Przede wszystkim, trzeba zacząć po prostu od sytuacji w tych rozgrywkach. Za pięć dni The Citizens podejmują w rewanżu FC Basel, uprzednio wygrywając z nimi 0:4. Mecz u siebie, zaliczka czterech bramek. Na Etihad już planują organizację meczu ćwierćfinałowego.
Dlaczego w ogóle pada pytanie tytułowe? Za chwilę hiszpański szkoleniowiec znajdzie się wraz ze swoją drużyną w gronie najlepszych ośmiu drużyn Starego Kontynentu. Kogo ma się bać trener wychowany w Katalonii?
Na pierwszy ogień – swojego macierzystego klubu właśnie; niepokonanej w lidze Barcelony, która przed chwilą wzmocniła się za ogromne pieniądze, pozyskując Coutinho z Liverpoolu. Tyle że to nie jest Barcelona z poprzednich lat – idąca jak po swoje. Wspomniany nowo przybyły Brazylijczyk nie jest w stanie pomóc Dumie Katalonii w rozgrywkach Champions League – nie jest w nich zarejestrowany, ze względu na uczestnictwo w nich, kiedy przywdziewał czerwoną koszulkę.
Nie jest to też ta sama Barcelona, ponieważ właśnie zremisowała mecz z bardzo kiepskim w tym roku Las Palmas. To trzeci remis w ciągu ostatnich pięciu spotkań ligowych. Od początku sezonu ekipa Valverde stawia na nieznany dotąd na Camp Nou i w okolicach pragmatyzm, dzięki czemu wiele spotkań udało się po prostu wygrać – bez efektowności, ale z efektywnością. Wydaje się to wciąż najtrudniejszy przeciwnik, jednak nie już tak mocny, jak choćby trzy lata temu.
Z hiszpańskich ekip do najlepszej ósemki prawdopodobnie powędruje też Real Madryt, obrońca trofeum. Drużyna Zidane’a ligę już dawno przegrała, dlatego z całą pewnością skupi się na dokonaniu czegoś spektakularnego w rozgrywkach kontynentalnych – sięgnięcia po trzeci z rzędu Puchar Europy. Nie można jednak nie zwrócić uwagi na dyspozycję Królewskich w tym sezonie. Cztery bramki w lidze Karima Benzemy, długi przestój Cristiano Ronaldo – Portugalczyk błyszczał tylko w Champions League właśnie. Wiecznie leczy się Bale. To prawdopodobnie ostatni rok tercetu BBC.
Wciąż Real Madryt może być jednak zaliczany do faworytów uczestnictwa w finale. „Komfort”, jaki daje jasna sytuacja w LaLiga sprawia, iż Hiszpanie skupią się na najważniejszym trofeum w historii tegoż klubu. Mecz z PSG pokazał, że wciąż są niesamowicie groźni. Drużyna lubująca się w grze z kontry – i w tych fachu niezwykle skuteczna – nie jest najwygodniejszym rywalem dla wirtuozerskiego projektu Pepa w Manchesterze City.
Obie drużyny z Hiszpanii nie wydają się tak mocne, jak przed 2018 rokiem. Podobne spostrzeżenie można wysnuć wobec Juventusu Turyn. Ekipa, jak też poprzednie wymienione, wciąż piekielnie mocna, ale wyniki wskazują na mały krok wstecz. Pozycja wicelidera w Serie A, bardzo trudna sytuacja przed rewanżem w 1/8 Ligi Mistrzów. Ciężko mówić o jakimś zauważalnym regresie w poczynaniach Mistrza Włoch, jednak odpadnięcie przedstawiciela Seria A na tym etapie rozgrywek może być na rękę Manchesterowi City. Nasz zespół być może gra obecnie najlepszą piłkę w Europie, nie jest jednak na pewno najbardziej doświadczonym na kontynencie. Zmysł taktyczny Allegriego i żelazna defensywa Starej Damy byłyby elementami niewygodnymi dla młodych, gniewnych z teamu Pepa. Który fan City nie wolałby się spotkać z Kogutami?
Kogo ma się więc bać Pep Guardiola z powyższych zespołów? Na dzień dzisiejszy zarówno z Barceloną, jak i Realem Madryt, to City jest faworytem. Sytuacja niecodzienna, nie tylko dlatego, iż Manchester jest w formie. Hiszpańscy giganci ewidentnie spuścili z tonu. Gigant z Włoch zaraz może pożegnać się z rozgrywkami, choć nawet jeśli nie – też widać jakiś krok w tył w jakości. Dochodzi też ekipa Bayernu Monachium. Bawarczycy, niemający konkurencji w Bundeslidze, mają podobny komfort do Dumy Katalonii. Tylko czy zespół, w którym bramki strzela Robert Lewandowski, powinien być zaliczany do grona faworytów? Mimo, iż wypadałoby się martwić przede wszystkim o uniknięcie faworytów z LaLiga, wydaje się, że tak. Mistrz Niemiec wciąż jest bardzo solidnym zespołem.
A co z resztą? Wszystko wskazuje na to, że „reszta” to ekipy z Anglii. Wystarczy wskazać tabelę Premier League, by w jakimś stopniu wyjaśnić, iż chyba jednak trzeba się bardziej obawiać Hiszpanów i Niemców.
Jak już zostało wspomniane – to City wydaje się być faworytem z każdym rywalem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i – jeśli nie zmieni się zbyt dużo – także w późniejszych fazach. Nie ma w tym roku do czynienia z idącą po swoje Barcą i do bólu skutecznym Realem Madryt, jak zdążył nas przyzwyczaić w ciągu ostatnich dwóch lat. Gdzieś czyha jeszcze Bayern Monachium, którego odpadnięcie z innym angielskim zespołem bardzo nie zaskoczy. Zwycięstwo w całych rozgrywkach… też nie.
Rywale wciąż pozostają jednak bardzo silni. Obywatele, choć piekielnie mocni w tym sezonie, mają swoje słabości. Niestabilna – bądź co bądź – defensywa zespołu, jak i podatność na kontuzje niektórych z kluczowych graczy mogą niepokoić. Z drugiej – bezpieczna przewaga w Premier League i po prostu kapitalna dyspozycja nie od wczoraj.
To dość specyficzny rok dla Champions League. W ostatnich latach, gdzieś po drodze wyłaniał się zdecydowany faworyt do tytułu. W 2012 tak nie było i z sytuacji skorzystała Chelsea Londyn, która pozostaje wciąż ostatnim angielskim tryumfatorem w tych rozgrywkach. Dziś jednak nie błyszczy żaden ze starych gigantów – a przynajmniej nie aż tak, jak kiedyś. Pojawia się szansa dla nowego zespołu.
Pytanie tytułowe jest, rzecz jasna, na wyrost. Jak nie teraz – a przecież nie jesteśmy murowanymi faworytami – to możliwe, że choćby za rok. Projekt Pepa Guardioli wydaje się racjonalny i nie tylko na dzisiaj. Młody, silny zespół, ze sporymi rezerwami – mimo kapitalnego już poziomu. Inna kwestia: jesteśmy niezwykle silni w lutym i początkiem marca. Co będzie w maju?
Odrobina szczęścia – bo zawsze jest potrzebna – i być może będziemy oglądać ekipę City z Pucharem Europy jeszcze za kadencji Hiszpana. Bo nie ma co ukrywać – Pep nie będzie u nas wiecznie.